Za oknem straszna pogoda. Zimno, szaro- marzę już o tym, aby w końcu przyszła ta cholerna odwilż i zabrała ten śnieg raz na zawsze z moich oczu.
A ja siedzę w domu i się nudzę, a z nudów powyciągałem wszystkie swoje gałgany i zaczynam szycie. Niestety nie potrafię zebrać się do kupy i nie umiem wybrać tego konkretnego kawałka materiału z którego powstanie to "coś". No nic- odkładam szycie- biorę się za sprzątanie.
Otwieram szafkę z firankami i dostaję olśnienia- mam. Koronkowa firanka którą dostałem od mamy jakiś czas temu abym sobie powiesił w pokoju. Jednak różnica pokoleń roi swoje- to co podoba się mamie- nie podoba się mi i na odwrót. Więc biorę ten gałgan i szyję. Szyję cały dzień bez opamiętania- to co lubię najbardziej- suknie ślubne. Wymyśliłem sobie, że stworzę koronkową suknię z falbanami- od góry do dołu. Męczę się, marszczę ten materiał i szyję. Falbana po falbanie- ręcznie- palce bolą ale muszę skończyć by jak najszybciej zobaczyć końcowy efekt. Po uszyciu przychodzi czas na lalkę- nie miałem problemu- wybrałem taką ociekającą różem od góry do dołu. Nie podobała mi się jej oryginalna fryzura więc zaplotłem włosy po swojemu- w kok. Do ozdoby dodałem wstążkę i już. Kiecka na lalkę nałożona, moja morda ucieszona.
Więc kochani patrzcie i oglądajcie :)